Siedzę na biologii i
kolejny raz wysłuchuję o znaczeniu badań nad DNA, ale cóż taki
los biol-chem-fizu. Patrzę w okno i myślę co on teraz robi. Czy
siedzi z nią, czy może jest w szkole? Pewnie jest przy niej.
Z zamyślenia wyrywa
mnie głos nauczycielki, która wzywa mnie do tablicy. Niepewnie
wychodzę na środek i podaję biologiczce zeszyt. Pytania nawet mi
podchodzą. Odpowiadam, choć się trochę waham przez co dostaję
czwórkę. Zadowolona wracam do ławki i słucham jak inni się teraz
męczą.
-Natalia idziesz ze mną
na Podpromie?- spytała koleżanka.
-A kiedy?
-Po lekcjach.
-Pewnie- odpowiadam
uśmiechnięta.
Z utęsknieniem czekam
aż w końcu dzwonek ogłosi koniec zajęć. Czas dłużył mi się
niemiłosiernie. Gdy w końcu zabrzmiał wyczekiwany dźwięk
wybiegłam razem z Moniką do szatni. Wiedziałyśmy, że będą tam
tłumy. Ja się pytam jak klasie czterdziestoosobowej można dać
szatnię dwa na cztery metry? Przecież tam się ledwo pięć osób
mieści. Oczywiście okazało się, że szatnia jest zamknięta.
Zaraz za nami wszedł Rafał.
-Idź po szatniarkę-
poprosiła koleżanka.
-Nie chce mi się-
odpowiedział i oparł się o kratkę.
-Mam twoje zdjęcie z …
- zaczęła, ale jej przerwał.
-Już idę!
Po chwili mogłyśmy już
zmierzać w stronę hali. Nasza szkoła była bardzo blisko
Podpromia, więc po 10 minutach spaceru byłyśmy na miejscu. Akurat
Resovia trenowała. Usiadłyśmy na trybunach i oglądałyśmy ich
grę.
Siatkarze dostali kijki,
by je podrzucać jak sztangi. Oczywiście Ignaczak zaczął się
wygłupiać. Zaczął walczyć z Konarskim używając kijków jak
mieczy. Po godzinie Rzeszowianie zaczęli wychodzić. Gdy trenerzy
zbierali piłki podeszłyśmy do jednego z nich.
-Czy Skra ma potem
trening?- spytała Monika.
-Ma koło 17- powiedział
tylko i chciał odejść.
-Do zobaczenia na lekcji-
krzyknęłyśmy za nim.
Ten trener uczył u nas
w szkole wf-u, oraz edukacji dla bezpieczeństwa. Akurat w naszym
przypadku było to EDB. Usiadłyśmy i czekałyśmy na przyjście
Bełchatowian. W międzyczasie pojawiło się koło dziesięciu osób.
W końcu dotarli
siatkarze. Najbardziej rzucała się w oczy „blondyneczka”.
Prawie cały trening ćwiczyli zagrywkę. Dość dobrze im ona szła.
Miałyśmy nadzieję, że wystrzelają się przed meczem. Podeszłyśmy
do zawodników, żeby zebrać autografy. Koło Andrzeja Wrony stały
dwie dziewczyny.
-Wygrajcie jutro mecz-
powiedziały, a my stanęłyśmy jak wryte tak samo jak środkowy- A
to mieszkając w Rzeszowie nie można kibicować Skrze?- spytały.
-No myślałem, że nie
można- zdziwił się Wrona.
Wzięłyśmy szybko
autograf i poszłyśmy do Uriarte. Wtedy drogę zaszedł nam Conte.
Zdjął koszulkę i usiadł zmęczony na krzesełku. Rzuciły się na
niego hotki i zaczęły prosić o zdjęcia.
-Okey, okey, but I must
wear t-shirt- szybko złapał za koszulkę.
Widziałyśmy zawód na
twarzach dziewczyn. Wzięłyśmy jeszcze kilka autografów i
chciałyśmy wyjść, ale niechcący wpadłam na kogoś.
-Przepraszam- powiedział
chłopak.
-Nie, to ja przepraszam-
powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Maciek jestem-
uśmiechnął się i podał mi rękę.
-Natalia- uścisnęłam
ją.
Tak odbiło mi. Blog na prośbę koleżanki. Nie wiem jak często będę dodawała tu rozdziały. To będzie zależeć od czas(oraz ilości nudnych lekcji w szkole, na których nie da się słuchać nauczyciela). Komentujcie :)
Total szaleństwo. <3 haha
OdpowiedzUsuńFajnie sie zapowiada , czekam na kolejny wpis
OdpowiedzUsuńCiekawe i to bardzo :)
OdpowiedzUsuń